Nie cierpię być poza domem od samego rana do późnego wieczoru, ale tym razem się opłacało. Nawet pomimo zaległości jakie porobiły mi się na waszych blogach, w komentarzach, na asku oraz pomimo nieprzespanej nocy i całego dnia w upale i duchocie. Dlaczego się opłacało? Cały dzień spędziłam we Lwowie, na Ukrainie. Moja mama była tam w kwietniu, a że jej się spodobało to postanowiła tam pojechać jeszcze raz i tym razem wziąć ze sobą mnie i ciocię.
Na początku średnio byłam przekonana co do tego wyjazdu, ale nie chciałam przesiedzieć całych wakacji w domu i postanowiłam pojechać.
Pierwsze wrażenie? Miasto
P R Z E P I Ę K N E. Ponoć jest na skalę naszego Krakowa, ale jakoś bardziej mnie urzekło. A najbardziej wszystkie malutkie uliczki, dookoła otoczone starymi kamienicami, w których się zakochałam.♥
przez rynek co chwila przejeżdżały takie grupki motorów robiąc przy tym strasznym hałas!
było mega gorąco, więc nie obeszło się bez coli z mcdonalda; plus mój nowy nabytek w postaci pierścionka z ukraińskiego bazarku ♥
Na dzisiaj tylko moje pierwsze wrażenia na temat tego dnia. Mam nadzieję, że nie zanudzę Was serią postów o Lwowie, która będzie pojawiać się przez kilka dni. :) Będzie też jeden filmik, mam przynajmniej taką nadzieję. A swoją drogą, był ktoś z was kiedyś we Lwowie?
Wieczorem małe party, żeby fajnie zakończyć weekend, ale zanim wybędę z domu postaram się odpowiedzieć na wszystkie komentarze, które nazbierały się przez ostatnie dni i wejść na blogi, które obserwuje. Miłego dnia!